Emily Dickinson - Jestem Nikim. I’m Nobody! Who are you? Are you – Nobody – too? Then there’s a pair of us? Don’t tell! they’d advertise – you know! How dreary – to be – Somebody! How public – like a Frog –. To tell one’s name – the livelong June –. Iwona ma 53 lata, a jej partner 34. Koleżanki z Facebooka komentują: "W tym wieku to do piachu, a nie do łóżka z młodym". Iwona rozwiodła się z mężem kilka lat temu. W zeszłym roku A potem urodził się jeszcze młodszy syn. Trzecie dziecko ostatecznie przekonało mnie, że bez męża jestem nikim, bo nie mam wykształcenia, nie umiem nic robić poza prowadzeniem domu, więc moim przeznaczeniem jest zostać z nim już do końca życia. Nawet mimo tego, że zdawałam sobie sprawę, że jestem nieszczęśliwa, było mi żal Początkowo zawsze są to rodzice, oni wybierają twoje imię, wiarę i są odpowiedzialni za twoje wychowanie. Tak na prawdę w większości przypadków, to jak potoczy się twój los jest oparte na doświadczeniach w dzieciństwie. Mi wmawiano, że jestem nikim. I co z tym zrobię? Od początku dokładałam się do rodzinnego budżetu bardziej niż mąż. Jestem nauczycielką języka angielskiego. Na początku pracowałam w szkole, potem dostałam pracę jako tłumaczka. Cały czas równolegle udzielałam korepetycji, mimo że mam dość wysoką pensję. Ale musiałam zarabiać, bo nie mogłam liczyć na mojego męża. Wiem, że czekałem właśnie dla Ciebie. Jestem pewien, że jesteś tą, z którą chcę spędzić resztę mojego życia. Przyjmij ten pierścionek zaręczynowy i zostań moją żoną. Na wspólną radość, na chleb powszedni, na poranne otarcie oczu w blasku słonecznym, na nieustające sobą zdziwienie, na gniew, krzywdę i przebaczenie Oto życzenia urodzinowe dla mojej uroczej siostry! Siostro, niech szczęście na zawsze okryje Twój świat jak niebo. Mieć absurdalnie fantastyczny dzień pełen śmiechu! Tosty Urodzinowe Dla Mojego Brata. Dobre zdrowie, szczęście i pomyślność to wszystko, o co proszę w dniu twoich urodzin. Miłego świętowania urodzin, drogi bracie. Witam Mam niecałe 30 lat,mój mąż 39 lat.Dzieci jeszcze nie mamy.Oboje pracujemy.pochodzimy z małych miejscowosci,ale wynieslimy się do większego miasta.W tym roku będziemy obchodzić 8 rocznicę ślubu.Wydawało mi się,że stanowimy "idealne małżeństwo" ale rzeczywistość okazała się brutalna,a nasze małżenstwo "nie idealne". Charbela. Modlitwa do św. Charbela. Święty Ojcze Charbelu, który wyrzekłeś się przyjemności światowych i żyłeś w pokorze i ukryciu w samotności eremu, a teraz przebywasz w chwale nieba, wstawiaj się za nami. Rozjaśnij nasze umysły i serca, utwierdź wiarę i wzmocnij wolę. Rozpal w nas miłość Boga i bliźniego. Pomagaj w Jednym z najgorszych błędów, które popełniają pary, jest brak pomysłu na wspólne życie. W takich związkach nie wiadomo, czy mówimy jeszcze o miłości, czy wygodnym przyzwyczajeniu. Partnerzy żyją sobie z dnia na dzień, ale nie potrafią patrzeć w przyszłość. Krótkowzroczność zabija związki. iI6lFH. Chyba przyszedł czas na mnie. Jestem z mężem po ślubie ponad 2 lata. Przed było wszystko dobrze. Zdarzały się kłótnie, ciche dni ale było więcej tych miłych chwil. Mąż zawsze był bardzo skryty i nie okazywał jakiś wielkich uczuć, taki typ samotnika, swoje w życiu przeszedł i był bardzo “chłodno” chowany przez rodziców. Za to ja zawsze miałam dom pełen miłości i zrozumienia przez rodziców. Aktualnie znajdujemy się w takim miejscu gdzie mało rozmawiamy, oddalamy się…a czasami zastanawiam się czy jeszcze coś do siebie czujemy. Mimo, że jestem jego żoną to mam wrażenie jakby nasza znajomość zatrzymała się na etapie chłopak – dziewczyna. Rozpad naszego małżeństwa byłby dla mnie ciosem w serce i życiową porażką. Chciałabym zawalczyć o nas, ale czasami opadam z sił bo on nie widzi problemu i dla niego jest wszystko OK, a jak dla mnie to dzieli nas krok od przepaści. Ja jestem osobą, która potrzebuje kochać, lubi dbać i czasami mam wrażenie, że zbyt bardzo się dla niego poświęciłam. Najdziwniejsze dla mnie jest to, że nawet kiedy znikam na cały dzień to on w ogóle nie zainteresuje się gdzie jestem i co robię. Bardzo mnie to boli. Zawsze mówi poradzisz sobie, musisz dać sobie radę sama.. nie wiem to nie moja sprawa i to mnie nie obchodzi! Zaczynam myśleć o przyszłości, ponieważ nie mam rodzeństwa i boję się, że kiedy zabraknie moich rodziców to już w nikim nie będę miała wsparcia. Gubię się już sama. Bo bardzo go kocham ale czuję, że tracę siebie w tym wszystkim, że nie mogę tak dłużej żyć. Wiem, że w 99 procentach mąż mnie nie zdradza, często mnie zapewnia o swojej miłości, czasami zdarza się, że dostaje od niego czułość ale bywają dni kiedy żyjemy jak dwoje obcych sobie ludzi. Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2010-06-20 14:46:08 zagubiona25 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 62 Temat: jestem dla niego nikimoto moj nowy problem:(.od 3lat jestem w razem i myslalam ze sie kochamy ale....on sie zmienil jest taki hmm okrutny nie szanuje mnie np dzis wyszlismy z domu mielismy jechac nad morze w polowie drogi poprosilam zeby zamknol okno bo wialo strasznie a on zaczol krzyczec ze wiecznie mi cos nie pasuje i zawrocil wysadzil mnie pod domem i pojechal slucham jaka to beznadziejna jestem bo od pol roku nie moge znalesc niczego sie nie nadaje nic nie potrafie a ogolnie to chyba szmata dla niego jak pracuje cale dnie a w weekendy kiedys jezdzilismy razem za miasto teraz on chodzi do kumpli albo lezy w domu mowi ze ze mna nie da sie nigdzie wyjsc ze zawsze mi nie pasuje a bo okno chce zamknac a to japonki zaloze i biec za nim nie moge a to mi zimno to goraco to mnie glowa boli bo jakim prawem mam miec bole glowy przeciez nie moj pierwszy facet z ktorym mieszkam myslalam ze to juz na zawsze a on ostatnio powiedzial ze lepiej by bylo gdybym sie wyprowadzila ale juz na 2dzien byl mily kochany czuly nie wiem co sie z nim dla niego wszystko poswiecilam bardzo duzo dla niego wszystko dla niego liczy sie tylko on ja niczego nie wymagalam przez 3lata dostalam 1prezent od niego i nie narzekalam jestem mloda a cale dnie siedze piore sprzatam gotuje masuje mu stopy pomagam w pracy cale moje zycie kreci sie wokol wyobrazam sobie ze nie ma go przy mnie ze wyprowadzam sie z tego mu wybaczalam zdrade ponizanie ublizanie ale teraz juz bym usiasc porozmawiac z nim ale nie da sie on zaraz zacznie krzyczec albo nie bedzie zeby wiedzial jaka krzywde mi robi ale nie wiem jak mu to wymaga czegos ode mnie a to mam nie palic to isc do szkoly do pracy wszystko to robilam nawet ide spac wtedy kiedy on cce bo jak za dlugo na necie siedze to mi laptopa ponizam sie pozawalam mu na to ale to nie takie proste nie chce poddawac sie tak latwo zapomniec o tych mi z nim dobrze bylam taka szczesliwa a on wszystko zepsul czyje sie jak wiezien w mowi ze to wszystko przez to ze siedze w domu ze nie pracuje ale jak pracowalam robil mi takie awantury cala noc zapuchnieta szlam do pracy az w koncu mnie wiem co mam robic jak go przekonac zeby byl troszke spokojniejszy nie taki wszystko co robie temu mialam awanture bo wrocil z pracy a lozko bylo nie poscielone bo pralam. 2 Odpowiedź przez zagubiona25 2010-06-20 14:51:17 zagubiona25 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 62 Odp: jestem dla niego nikimwybaczcie za tak dluga i bezsensowna tresc ale mam chwile slabosci:( do jutra mi pewni e przejdzie 3 Odpowiedź przez alaclaudie 2010-06-20 14:54:34 Ostatnio edytowany przez alaclaudie (2010-06-20 15:21:36) alaclaudie Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-11-23 Posty: 4,210 Odp: jestem dla niego nikim Mówisz on wszystko zepsuł- nie prawda Ty mu na to pozwoliłaś. Dałaś się tak traktować sama siebie pozbawiłaś szacunku. Ty go nie przekonasz zeby sie zmienił wybij sobie to z głowy raz a dobrze! Zrobiłaś z siebie nieciekawą kurę z którą można robić tym miłość nie polega. Masz dwadzieścia pięć lat. Przestań wierzyć w bajki. Co zrobić zacząć myśleć o sobie. Nie rób dalej z siebie zyciowej kura- osoba z którą nie prowadzi się dialogu. Mozna jej nawrzucać a ona nawet słówka nie pisnie. Robisz w koło niego jak służąca a on jeszcze na Ciebie krzyczy. Wszystko kręci się wokół się tak traktować. Kenzo ma rację nie daję również szans na zdrowy związek z tym typem. Pokazałaś mu że może wszystko. 4 Odpowiedź przez zagubiona25 2010-06-20 14:58:11 zagubiona25 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 62 Odp: jestem dla niego nikim alaclaudie napisał/a:Mówisz on wszystko zepsuł- nie prawda Ty mu na to pozwoliłaś. Dałaś się tak traktować sama siebie pozbawiłaś szacunku. Ty go nie przekonasz zeby sie zmienił wybij sobie to z głowy raz a dobrze! Zrobiłaś z siebie nieciekawą kurę z którą można robić tym miłość nie polega. Masz dwadzieścia pięć lat. Przestań wierzyć w bajki. Co zrobić zacząć myśleć o sobie. Nie rób dalej z siebie zyciowej mu na to pozwolilam??????????????nie jestem nieciekawa kura domowa jestem mlosza od niego atrakcyjna inteligentna jego znajomi ubustwiaja mnie dlaczego wiec on nie 5 Odpowiedź przez kenzo254 2010-06-20 15:02:11 kenzo254 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-04-17 Posty: 113 Wiek: 30+++ Odp: jestem dla niego nikim Boże drogi widzisz i nie grzmisz!!!Co Ty tam jeszcze robisz dziewczyno!!! Bierz nogi za pas i uciekaj jak najdalej!!Pozwoliłaś zrobić z siebie niewolnicę, dziewczynkę na posyłki, a tak absolutnie nie można. Ten człowiek nie jest wart niczego i nic dobrego z jego strony Ciebie już nie spotka. Pewnego dnia wystawi Twoje walizki za drzwi i powie "spadaj mała" znudziłaś mi się!!Zacznij szanować siebie i czas, który nieuchronnie ucieka. Marnujesz młodość i żyjesz ułudą, marzeniami i wspomnieniami. sposób w jaki Ciebie traktuje jest godny pożałowania i nie rozumiem jak możesz to znosić. Stać Ciebie na coś więcej i człowieka, który będzie się o Ciebie troszczył, a przede wszystkim szanował. Zasada pierwsza: zacznij szanować samą siebie, a wtedy inni też Ciebie uszanują. Weź swój los w swoje ręce. Pomyśl ile Ciebie omija pięknych i radosnych chwil. Zadbaj o siebie i nie marnuj życia!!! być dobrym dla dobrych i być tak samo dobrym dla tych, którzy nimi nie są.... 6 Odpowiedź przez doris26 2010-06-20 17:13:16 doris26 Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-02-22 Posty: 19 Odp: jestem dla niego nikimPewnie bardzo go kochasz i rozumiem że szkoda Ci tych 3 lat ale pomysl-tak wyobrażasz sobie swoje życie? Całe życie bedziesz dawała się tak poniżac? Co ztego że on pracuje a Ty nie, kiedyś role mogą się obrócic i to on bedzie na Twojej łasce.. Tez bedziesz nim tak pomiatac? Na pewno nie.. zastanów się czy warto.. Jak kaze Ci sie wyprowadzic to spakuj się i odejdz,mowi tak bo wie ze tego nie zrobisz, to daj mu w końcu odczuc że Ty też masz już dośc... 7 Odpowiedź przez Lilusia50 2010-06-20 18:12:31 Lilusia50 Netbabeczka Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-10 Posty: 430 Wiek: metryka zaginęła Odp: jestem dla niego nikim Kochana Zagubiona - jeśli najfajniejsze początkowe lata Waszego związku są złe (a są - wynika z tego, co piszesz), to nie łudź się nadzieją, że potem będzie lepiej, nic za Was samych nie ułoży wzajemnych relacji poza Wami samymi. Albo włożycie w ten związek wiele pracy, aby naprawić relacje, albo spotka Cię niemiłe rozczarowanie i dużo większy ból i z pewnością jesteś w punkcie zwrotnym: piszesz, że jutro Ci przejdzie ..... nie tędy droga ..... albo coś z tym zrobisz albo skazujesz się na dalsze takie traktowanie, jak dotychczas. Pozdrawiam ! To, co za nami, i to, co przed nami, ma niewielkie znaczenie w porównaniu z tym, co jest w nas. 8 Odpowiedź przez Kobietka48 2010-06-20 18:31:40 Kobietka48 Netbabeczka Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-03-20 Posty: 483 Odp: jestem dla niego nikimWiesz,ty chyba juz go tak drażnisz,ze on patrzeć na ciebie nie moze. Drażni go wszystko w tobie,ale nie wie jak Ci ma powiedzieć zebys sie wyprowadziła. Raz niby juz to powiedział,no ale reakcji z twojej strony nie było i nie ma. Wiem ze brutalnie to brzmi,ale taka jast prawda. Cokolwiek zrobisz,co kolwiek powiesz,albo i nie powiesz doprowadza go do szału,bo on chce byc wolny. Twoje nadskakiwanie jest mu pewnie na reke,ale to tez go by było jak bys dała mu od siebie odetchnąć. Wyprować sie do swojego domu na dwa tygodnie i zobaczycie co pozostawisz wszystko tak jak jest,on cie znienawidzi i rozstaniecie sie w bardzo niemiłej atmosferze. Nie zrywajcie,ale odpocznijcie od siebie,bo facet sie dusi. 9 Odpowiedź przez Batrix 2010-06-20 20:10:16 Batrix Cioteczka Dobra Rada Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-04-10 Posty: 318 Wiek: 35 Odp: jestem dla niego nikim "Mam 20pare lat od 3lat jestem w stalym zwiazku niestety nie ma miedzy nami wielkiej milosci,jestesmy ze soba bo tak jest partner pracuje cale dnie wiec mam duzo czasu dla dnia z nudow weszlam na pewna str internetowa i poznalam "tego jedynego" cieply czuly inteligentny od razu wyczul czego mi brakuje ale na poczatku byla to tylko znajomosc przez internet potem doszly smsy i maile." To przecież Twój text z innego tematu...nic tu nie ma tym ,że kochasz swojego partnera, a tylko to ,ze jesteś z Nim z wygody?????!!!Czy naprawdę wygodę trzeba stawiać ponad własne szczęście???Zobacz do czego Cie to prowadzi...Jesteś młodą ,piszesz ,ze atrakcyjną dziewczyną i inteligentną....to zrób coś naprawdę dla siebie.....odejdź ,po co meczysz siebie i jego??? Niestety teraz już to wiem....dozgonna miłość jest przereklamowana...... 10 Odpowiedź przez zagubiona25 2010-06-20 22:02:21 zagubiona25 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 62 Odp: jestem dla niego nikim Kobietka48 napisał/a:Wiesz,ty chyba juz go tak drażnisz,ze on patrzeć na ciebie nie moze. Drażni go wszystko w tobie,ale nie wie jak Ci ma powiedzieć zebys sie wyprowadziła. Raz niby juz to powiedział,no ale reakcji z twojej strony nie było i nie ma. Wiem ze brutalnie to brzmi,ale taka jast prawda. Cokolwiek zrobisz,co kolwiek powiesz,albo i nie powiesz doprowadza go do szału,bo on chce byc wolny. Twoje nadskakiwanie jest mu pewnie na reke,ale to tez go by było jak bys dała mu od siebie odetchnąć. Wyprować sie do swojego domu na dwa tygodnie i zobaczycie co pozostawisz wszystko tak jak jest,on cie znienawidzi i rozstaniecie sie w bardzo niemiłej atmosferze. Nie zrywajcie,ale odpocznijcie od siebie,bo facet sie tak brutalne,sa takie dni ale nie moge przekreslic 3lat przez 1klutnie w miesiacu tak mniej wiecej przychodza te jego zle dni kiedy nic mu nie pasuje ale np teraz bylismy na pieknej kolacji wyjezdzam dosc czesto co 3miesiace na okolo 2 tygodnie (na wycieczki) wiec ma czas aby sie zastanowic odpoczac ale wtedy on dzwoni ze teskni ze juz mam wracac itp 11 Odpowiedź przez zagubiona25 2010-06-20 22:05:37 zagubiona25 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 62 Odp: jestem dla niego nikim Batrix napisał/a:"Mam 20pare lat od 3lat jestem w stalym zwiazku niestety nie ma miedzy nami wielkiej milosci,jestesmy ze soba bo tak jest partner pracuje cale dnie wiec mam duzo czasu dla dnia z nudow weszlam na pewna str internetowa i poznalam "tego jedynego" cieply czuly inteligentny od razu wyczul czego mi brakuje ale na poczatku byla to tylko znajomosc przez internet potem doszly smsy i maile." To przecież Twój text z innego tematu...nic tu nie ma tym ,że kochasz swojego partnera, a tylko to ,ze jesteś z Nim z wygody?????!!!Czy naprawdę wygodę trzeba stawiać ponad własne szczęście???Zobacz do czego Cie to prowadzi...Jesteś młodą ,piszesz ,ze atrakcyjną dziewczyną i inteligentną....to zrób coś naprawdę dla siebie.....odejdź ,po co meczysz siebie i jego???odejde wyprowadze sie 1400km od niego bo tylko taka mam mozliwosc i co dalej bede sama do konca zycia bo taki mam dar ze zawsze albo na zajetych albo na dupkow trafiam raz mialam normalnego kochajacego az za bardzo i co glupia ucieklam bo za bardzo kochal bo robil wszystko co chcialam kupowal wszystko na co tylko spojzalam za dobrze jest tez zlemoze to ze mna jest cos nie tak Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 60 lat temu Marta Lipińska otrzymała angaż do Teatru Współczesnego w Warszawie, gdzie z sukcesami pracuje do dziś. To tu rolą Iriny debiutowała u Erwina Axera w spektaklu "Trzy siostry" W rozmowie z Onetem aktorka opowiada o łączeniu życia prywatnego z zawodowym, gdzie towarzyszy jej mąż i dyrektor Teatru Współczesnego Maciej Englert — Oczywiście, że przychodziły trudne momenty. Czasem zostawałam zupełnie sama z dziećmi. Ale nasze małżeństwo przetrwało cięższe chwile — przyznaje Aktorka wspomina ostatnie spotkanie ze swoim wieloletnim, scenicznym, ekranowym i radiowym partnerem Krzysztofem Kowalewskim: — Chyba dla wszystkich było oczywiste, że się żegnamy, trudno było tego nie widzieć — Cenię sobie pracę w radio, ale byle gdzie nie pójdę. Mam swoją filozofię życiową i swoje sposoby, żeby wspierać rzeczy dobre, i nie wszyscy muszą o tym wiedzieć — mówi z kolei w kontekście Trójki i zaangażowania społecznego Więcej takich rozmów znajdziesz na stronie głównej Onetu Spotykamy się w Teatrze Współczesnym w Warszawie. To tutaj dokładnie 60 lat temu Marta Lipińska debiutowała w spektaklu "Trzy siostry" w reżyserii Erwina Axera. Dawid Dudko: Nazywa pani to miejsce swoim domem? Marta Lipińska*: Tak, to jest na pewno mój drugi dom. Reżyserów i reżyserek, z którymi się pani tutaj spotkała, było sporo, to Erwin Axer, Jerzy Kreczmar, Maciej Prus, Wojciech Adamczyk, Izabella Cywińska... Ale najczęściej pojawia się jedno nazwisko. Oczywiście Maciej Englert. To dla mnie wielkie szczęście, że jest tak dobrym reżyserem i dlatego tak chętnie biorę udział w jego realizacjach, nawet z niewielkimi zadaniami, jak np. Annuszka w "Mistrzu i Małgorzacie" czy sekretarka w "Księżycu i magnoliach". Ale nigdy nie grałam roli nie dla mnie, zawsze byłam w tzw. optymalnej obsadzie dla dobra sztuki i teatru. Raz jednak przeżyłam małą przygodę, zaproszona do występów gościnnych w jednym z teatrów warszawskich. Kiedy na którejś z prób zobaczyłam wzrok aktorek mówiący "a dlaczego nie gra tego aktorka z naszego zespołu", nie wytrzymałam presji i podziękowałam. A czy dyrektorowi Englertowi kiedyś pani podziękowała? Nie, to byłaby niesubordynacja. Każdy projekt, na który się decyduję, jest w teatrze bardzo przemyślany i konsultowany z wieloma osobami. Adam Ferency (Asasello) i Marta Lipińska (Annuszka) w spektaklu "Mistrz i Małgorzata", reż. Maciej Englert (1987). "Wypatrzył mnie w szkole na jednym z egzaminów..." Oboje z panem Maciejem słyniecie z artystycznej wierności. Pani przez ponad pół wieku jest aktorką Teatru Współczesnego, pan Maciej jako dyrektor Współczesnego ma najdłuższy staż w Polsce. Dokładnie dziś, gdy rozmawiamy, mija 60 lat, odkąd podpisałam tzw. angaż do Teatru Współczesnego z Erwinem Axerem, ówczesnym dyrektorem. Jeszcze nie skończyłam roku akademickiego, a już byłam zaproszona do grania Iriny w "Trzech siostrach" Czechowa. Wielu ludzi marzyło, by się tutaj dostać. To był świetny teatr. I nadal jest. Koledzy i koleżanki mówili "Lipińska-szczęściara"? Chyba nie, bo nikt z mojego roku wtedy w "konkursie" nie startował. Axer podobno wypatrzył mnie w szkole teatralnej na jednym z egzaminów. Wybrał optymalnie, bo do roli Iriny potrzebny był ktoś bardzo, bardzo młodo wyglądający. Poza tym byłam pełna zapału i bardzo pracowita. Jak przyjęto panią w teatrze? Bardzo życzliwie, zresztą to zawsze był zespół z wielką klasą, zawsze miło przyjmujący młodych. W obsadzie "Trzech sióstr" byli Zbigniew Zapasiewicz, Halina Mikołajska, Zofia Mrozowska, Tadeusz Łomnicki… Trudno młodej absolwentce PWST, dziś AT, stawało się na jednej scenie z legendami? Wprost przeciwnie, było cudownie, szybko zaprzyjaźniłam się z panią profesor Haliną Mikołajską. Nie pamiętam, by ktoś sprawił mi przykrość, dlatego że jestem początkującą aktorką, a oni legendami. Hołubili mnie jak własne dziecko. Wszyscy chcieli świetnego przedstawienia i takie było, wyszło genialnie. Foto: Edward Hartwig / Teatr Współczesny w Warszawie Marta Lipińska (Irina) i Józef Konieczny (Tuzenbach) w spektaklu "Trzy siostry", reż. Erwin Axer (1963). Ten zawód bywa niesprawiedliwy, zwłaszcza względem kobiet. Jak udawało się pani łączyć aktorstwo z byciem matką? Miałam szczęście. Gdy urodziłam dzieci, z różnicą trzech lat, a mąż za naszą wspólną zgodą podjął się dyrektorowania w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, miałam wspaniałą gosposię, która przez wiele lat mi pomagała. Poza tym dużo wsparcia dostałam od starszej siostry. Dzięki temu mogłam spokojna chodzić na próby, a jednocześnie do czwartego roku życia dzieci były w domu, a dopiero potem chodziły do przedszkola. Pojawiła się obawa, że praca może nie poczekać? Jak już wydarzył się sukces, to sypały się propozycje. Był niebywały Teatr Telewizji, ile ja tam pięknych rzeczy zagrałam! Oczywiście, że przychodziły trudne momenty w życiu prywatnym. Czasem zostawałam zupełnie sama z dziećmi, tatuś przyjeżdżał ze Szczecina tylko na weekendy. Ale jakoś się udało, nasze małżeństwo przetrwało cięższe chwile. Maciej wrócił do Warszawy, gdy Erwin zaproponował mu tutaj dyrekcję. Foto: Maciej Belina Brzozowski / PAP Od lewej: Paweł Wawrzecki, Kazimierz Brusikiewicz jako Ralf, Marta Lipińska jako Genia w spektaklu Teatru Telewizji "Rezerwat", w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego (1981). Małżeństwo narodziło się w tym teatrze? Czasem opowiadamy naszą historię tak, by brzmiała bardziej efektownie, że spotkaliśmy się na scenie w "Dwóch teatrach". Ja grałam Lizelottę, on grał Chłopca z deszczu, spojrzeliśmy na siebie i zaiskrzyło… Niezupełnie tak było. Widywaliśmy się przelotnie już wcześniej, Maciej przyszedł do teatru, gdy byłam już aktorką z pozycją. Kiedyś odbywały się imieniny Basi Wrzesińskiej, to tam zaiskrzyło. Zatańczyliśmy, porozmawialiśmy i zaczęły się te słynne motyle w brzuchu. Czy rola "dyrektorowej" bywa dokuczliwa? Staram się nie zwracać na to uwagi. Choć byłoby łatwiej, gdybym nie słyszała pewnych telefonów. Czasem nawet odium na mnie spada, mimo że w dyrektorskich sprawach absolutnie nie biorę żadnego udziału. Staramy się też nie przynosić pracy do domu, niestety nie zawsze się udaje. Foto: Renata Pajchel / Teatr Współczesny w Warszawie Marta Lipińska jako Maria w spektaklu "Największa świętość", reż. Maciej Englert (1977). "Nikim tak nie rządzę, nawet moim mężem" Cofnijmy się jeszcze o ponad 60 lat, do pani współpracy ze Stanisławem Różewiczem. Pierwszy był "Głos z tamtego świata", debiut filmowy jeszcze na studiach. Przypadliśmy sobie do gustu, bardzo ceniliśmy siebie nawzajem, potem podobny artystyczny związek miałam z Tadeuszem Konwickim, moja wielka przyjaźń! To, co mi proponowano, to nie były byle jakie role: Helena w "Salcie" Konwickiego, Stawska w perfekcyjnie obsadzonej i sfotografowanej "Lalce" Ryszarda Bera, i Korczyńska w "Nad Niemnem", gdzie wymyśliłam sobie sposób na niedocenioną, rozedrganą kobietę, niezajmującą się życiem, jakby powiedział Witkacy, tylko poezją. Nawet później te komediowe rzeczy zapisały się w pamięci ludzi. Moja stereotypowa teściowa w "Miodowych latach" była u Amerykanów tylko w jednym odcinku. Gdy zobaczyli, co wyczyniam, to postać została rozpisana na wiele lat. Nagrywaliśmy to z publicznością, moje "puk puk" od początku robiło furorę. Tak jak później Michałowa z "Rancza". Oj tak, to jedna z moich ukochanych ról! Nie przypuszczałam, że będzie tak bardzo lubiana i ważna dla ludzi. Pociąga w niej to, że ma odwagę powiedzieć, co myśli i jest do tego jeszcze sprawiedliwa. Troszkę mnie widzowie z nią utożsamiają, a nie jestem taka, nikim tak nie rządzę, nawet moim mężem [śmiech]. Dzięki częstym powtórkom w telewizji i w związku z tym ciągłą obecnością na ekranie widzowie pytają "kiedy następne odcinki?". No właśnie, kiedy? Cały czas słychać plotki o powrocie. Nie ma mowy o powrocie! Nikt nie mógłby napisać tak dobrego scenariusza jak Andrzej Grembowicz, znany pod pseudonimem Robert Brutter. A my nigdy byśmy się nie zgodzili, żeby grać w czymś napisanym przez kogoś innego. Nie mówiąc o tym, że nie żyje serialowy Kusy, czyli Paweł Królikowski. A i mnie już latka lecą… Czy wyglądam na osiemdziesiątkę? Magdalena Waligórska-Lisiecka: wszystko działa, ale nie dzięki rządowi [WYWIAD] Świetnie pani wygląda! [śmiech] A specjalnie o to nie zabiegam. Nigdy moja noga nie postanie u żadnego chirurga, żeby bąblował mi usta i policzki. Ale uważam, że dbaniem o siebie jest już wysypanie się, niezarywanie nocy. Poza tym prowadzę dobrą kuchnię, dbam o zdrowie psychiczne. Co nie znaczy, że człowiek się nie zużywa jak stary sprzęt. Ale to chyba nie jest wstęp do emerytury? Nie chcą mnie puścić na emeryturę. Mam wyznaczone sierpniowe przedstawienia tej mojej Esmeraldy [spektakl "Lepiej już było" w reżyserii Wojciecha Adamczyka – red.], jest wspaniale odbierana. Ten kontakt z widownią daje mi ogromną satysfakcję, chociaż też sporo mnie kosztuje. "Poczułam się strasznie nieszczęśliwa. Pierwszy raz o tym opowiadam" Wspomniała pani o Witkacym, który miał duży wpływ na pani ciotkę, Zofię Wattenową-Mrozowską. To ona przewidziała pani aktorstwo? Tak, moja cioteczka kochana. Wisi u mnie w domu jej autentyczny portret, który namalował Witkacy. Uważała, że to oczywiste, że będę aktorką. To od niej usłyszała pani, że czwarty mąż jest tym właściwym? Pamiętam te słowa, chociaż nie potraktowałam ich serio. Ciotka opowiadała mi na lotnisku w Buenos, że spotkała leśnika z Podola: "Boże, jaka jestem szczęśliwa, Martupelku. A zobacz, te buty to są z krokodyla, płynęliśmy w Salcie łódką i nagle go zobaczyliśmy. Jerzy zrobił »paf« i mam piękne buty…". Rozkoszna osobowość i ta nietuzinkowa uroda! Wspominamy ważne role, które przyszły w trakcie albo tuż po skończeniu szkoły, do której dostała się pani za pierwszym razem. A czy w tym paśmie sukcesów zawiera się też rozczarowanie aktorstwem? Był trudny moment. Zostałam zaangażowana do filmu Pawła Komorowskiego "Ściana czarownic", gdzie grałam zawodniczkę narciarską, to był rok 1966, niedługo po szkole, główna rola damska. Axer dał mi przyzwolenie, ale uprzedzał, że nie wejdę w nową sztukę. Zawsze dobrze jeździłam na nartach, uwielbiałam to, więc spędziłam cudowne trzy miesiące w Zakopanem (wtedy tyle czasu kręciło się filmy). Jednak gdy w końcu wróciłam do teatru, czułam się obca, zawiązało się kółku zaprzyjaźnionych ludzi, do których nie należałam. W dodatku nie trafiłam również do kolejnej obsady. Poczułam się strasznie nieszczęśliwa, nagle niczego nie grałam, w niczym mnie nie było, niczego nie próbowałam. Pierwszy raz o tym opowiadam, tylko mężowi zwierzyłam się z tego nieszczęścia. To był czas kiedy wypadłam z obiegu. Ale nie trwało to długo, bo przyszedł ogromny sukces spektaklu "Godziny miłości" ze Zbyszkiem Zapasiewiczem w Teatrze Telewizji. Jakże zasłużony sukces. Oj tak, wspaniałe przedstawienie. Ale mówię to panu, żeby pokazać, że w moim życiu nie było tylko pięknie. W pewnym momencie myślałam, że wali mi się świat i że to już koniec. Foto: Witold Rozmysłowicz / PAP Janusz Gajos i Marta Lipińska w filmie "Dary magów" (1971). Doświadczyła pani nieprzewidywalności tego zawodu. Tak, a z drugiej strony nigdy nie byłam osobą pazerną na granie. Może dlatego, że ogromną wagę przywiązuję do rodziny, do dzieci, do życia w ogóle. Zawsze uwielbiałam wyjazdy zagraniczne, cieszyłam się, jak dzieci się cieszyły. Wszystko ma dla mnie w życiu intensywny smak. Rzadko żyłam w letnich temperaturach, jest we mnie namiętność. Nawet gotuję namiętnie. "Namiętna kobieta" [tytuł spektaklu z Martą Lipińską w Teatrze Współczesnym – red.]. [śmiech] Wymyślam sobie dania i jestem z nich bardzo dumna. Mąż dopiero po latach się przyznał: "Kotku, ty myślisz, że my tak wszyscy lubimy ten twój barszcz ukraiński?". Odpowiedziałam: "Oczywiście, jak można go nie kochać?". "Nie mam z tym radiem dzisiaj nic wspólnego" A często słyszy pani: kochamy panią, pani Marto? Bardzo! Ta nasza audycja zrobiła zawrotną karierę. Role w "Kocham pana, panie Sułku", bo do niego nawiązuję, Jacek Janczarski pisał specjalnie dla pani i pana Krzysztofa Kowalewskiego. Ten mój Krzysio, jak mi go strasznie brakuje! W teatrze tyle z nim grałam. Brakuje mi jego uśmiechu, jego wspaniałego stosunku do życia. Bardzo się lubiliśmy, to prawdziwa aktorska przyjaźń. Niebanalna, bo nie musieliśmy się widywać na co dzień, nie musieliśmy do siebie telefonować, a byliśmy tak blisko, że wszystko mogliśmy sobie powiedzieć. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, to nieprawda. Foto: Maciej Kłoś / PAP Krzysztof Kowalewski i Marta Lipińska podczas nagrania słuchowiska "Kocham pana, panie Sułku" (1974). Pamięta pani wasze ostatnie spotkanie? Tak, ostatni raz spotkaliśmy się z Krzysiem w teatrze. Graliśmy "Nim odleci" Zellera sztuka trochę o nim, o odchodzeniu, o buntowaniu się przeciwko temu, że człowiek już nie daje rady. Wiedzieliście, że to pożegnalne przedstawienie? Chyba dla wszystkich było oczywiste, że się żegnamy, trudno było tego nie widzieć. Wraca pani do Sułka? Cały czas jest gdzieś powtarzany. Cieszę się bardzo, gdy słyszę "kocham pana, panie Sułku" i to jego "cicho!". Jak ludzie się bawili, gdy jeździliśmy z tymi fragmentami po Polsce, znali to na pamięć. To był surrealistyczny humor, a nie rechot. Sułek był strasznym gburem i chamem, okropnie traktował Elizę, a jednocześnie, dzięki cudownemu Jackowi Janczarskiemu, wszystko to miało poetycki charakter. Przyjęłaby pani zaproszenie na Sułkowy jubileusz w dzisiejszej Trójce, która emitowała słuchowisko? Nie, nie mam z tym radiem dzisiaj nic wspólnego. Cenię sobie pracę w radio, ale byle gdzie nie pójdę. "To matka moich wnuków, a czasy, jakie są, każdy widzi" Unika pani polityki? Mam swoją filozofię życiową i swoje sposoby, żeby wspierać rzeczy dobre i nie wszyscy muszą o tym wiedzieć. Cieszę się, bo dostałam z okazji mojego 60-lecia pracy artystycznej w Teatrze Współczesnym piękny list z gratulacjami od prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, przecież jestem warszawianką, kocham to miasto i całe życie tutaj pracuję. Z zaangażowania społecznego słynie przede wszystkim pani synowa, Maja Ostaszewska. Bardzo ją za to szanuję i podziwiam, ale też bardzo się o nią boję. To matka moich wnuków, a czasy, jakie są, każdy widzi. Podkreśla pani: "Nie ma mnie na rozkładówkach kolorowych czasopism, nie sfotografuję się w mediach ze swoją rodziną, nie wpuszczę do domu kamer". Wciąż to proponują? Bóg wie, co by dali za rodzinną sesję. Ale ja postawiłam granice swojej prywatności, dlatego jestem szczęśliwa. Uważnie też dobieram przyjaciół, nie wszystkich dopuszczę do bliskości i zażyłości. Foto: Marcin Bielecki / PAP Marta Lipińska Jaki dom tworzyli Marta Lipińska i Maciej Englert dla swoich dzieci, jakie wartości były w nim najważniejsze? Przy każdej wigilii powtarzałam do znudzenia: "Synku, pamiętaj, żebyś był dobrym człowiekiem". Życzenia się sprawdziły. Królowała u nas miłość. Nie wstydzę się okazywać uczuć, kocham swoje dzieci i swoje wnuki, może trochę za bardzo egoistycznie, bo uważam, że moje są najpiękniejsze i najmądrzejsze na świecie [śmiech]. O swoim dzieciństwie mówi pani: "Nauczyłam się skromności i dystansu". Tak, bo jestem dzieckiem wojny. Nigdy nie prosiłam matki o nowe buty, stroje, musiałyśmy radzić sobie same. Wcześnie straciłam ojca, byłam w siódmej klasie podstawówki, gdy mnie osierocił. Pani korzenie są w dzisiejszej, ogarniętej wojną, Ukrainie. Tylko urodziłam się w Borysławiu, ale nic nie pamiętam z tamtego okresu. Babcia mi wszystko opowiadała. Co mówiła? Dokładnie pamiętała, jak w wieku trzech lat poszłam na sanki w nocnej koszuli, w jej butach i ręczniku na szyi. Dostałam na gwiazdkę sanki, ale nie było śniegu. Jednak któregoś dnia się obudziłam i zobaczyłam śnieg, więc wzięłam, co było pod ręką, biegnąc na górkę zjeżdżać. Babcia, kiedy to zobaczyła, ponoć mało nie zemdlała [śmiech]. Miałam niebywale kolorowe dzieciństwo. Janusz Gajos: nie dałbym rady wytłumaczyć tego, co się dzieje [WYWIAD] Pani Marto, co przed panią? Zdaje się, że premiera nowego filmu, "Uwierz w Mikołaja", w obsadzie z Dorotą Kolak, Teresą Lipowską i Bohdanem Łazuką. Bardzo liczę na ten film, bo mówi nie o pięknych młodych dziewczynach, ale o starszych paniach z domu spokojnej starości. Opowiadają sobie o swoich bliskich, tęsknią za rodzinami, a między nimi jest mała dziewczynka, szukająca babci. Świetna obsada, w tym dawno niewidziane starsze aktorki. Około listopada jest planowana premiera. A poza tym nie narzekam. Jest dobrze? Byleby siły pozwoliły. Może coś się jeszcze wydarzy? Niech tylko w tej Ukrainie się uspokoi. Dzień zaczynam od modlitwy, żeby Putin się poddał i nie mordował niewinnych ludzi. Obejrzałam niedawno "Aidę", wstrząsający film, nie mogłam po nim zasnąć! To mi odbiera radość życia. Nie sposób żyć normalnie, gdy dookoła dzieje się tyle krzywdy. *** *Marta Lipińska — ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie (obecnie Akademię Teatralną). Od 1962 r. związana z warszawskim Teatrem Współczesnym, gdzie grała w spektaklach Erwina Axera ( "Trzy siostry", "Dwa teatry", "Miłość na Krymie"), Jerzego Kreczmara ( "Dożywocie" i "Wielki człowiek do małych interesów"), Wojciecha Adamczyka (z obecnego repertuaru "Lepiej już było") czy Macieja Englerta ( "Największa świętość", "Mistrz i Małgorzata", "Nim odleci"), prywatnie swojego męża, a od ponad 40 lat dyrektora Współczesnego. Szerokiej publiczności znana z emitowanego od 1973 r. słuchowiska radiowego "Kocham pana, panie Sułku", ról filmowych ("Głos z tamtego świata", "Salto", "Nigdy w życiu") czy seriali telewizyjnych ("Lalka", "Nad Niemnem", "Miodowe lata", "Ranczo"). Laureatka wielu wyróżnień, w tym Nagród Publiczności Festiwalu Sztuk Przyjemnych w Łodzi i Wielkiego Splendoru za wybitne role w Teatrze Polskiego Radia.